22 września 2015

Pierwsze koty za ploty,czyli Maja poszla do przedszkola


Poczatki, zawsze bywaja trudne...

"Mam trzy latka, trzy i pol, siegam glowa ponad stol..."

Wciaz nie moge uwierzyc, ze moja mala Majeczka skonczyla JUZ trzy latka i malo tego, ma juz za soba pierwszy tydzien w przedszkolu! Rany! a pamietam, jakby to bylo wczoraj kiedy to przyszla na swiat, zaczela raczkowac, wypowiadac pierwsze slowa a pozniej stawiac swoje pierwsze kroki az w koncu skonczyla sie era pieluszek a zaczela nowa era " Pana Nocniczka" ;)



Pierwszy tydzien w zupelnie nowym srodowisku, pelnym nowych i nieznajomych twarzy. Wsrod swoich rowiesnokow, nowych kolegow i kolezanek oraz Pan przedszkolanek, ktore wczesniej miala okazje poznac i zobaczyc tylko raz albo dwa razy. I tak naprawde to, po raz pierwszy calkiem sama, z dala od mamy czy taty, az na tak dlugo. Wlasciwie to nie jest to, az TAK dlugo - Maja chodzi do przedszkola tylko trzy razy w tygodniu. A jednak dla mnie jako mamy, a przede wszystkim dla Mai, nawet te troche ponad szesc godzin dziennie poza domem, bez mamy i taty moze okazac sie dla tej malutkiej osobki duzo za duzo jak na pierwszy raz.   
We wtorki i srody Maja chodzi do przedszkola na caly dzien od 9:15 rano do 15:30, a w piatki tylko na pol dnia i po trzech godzinakach odbieramy ja juz o 12:15. Podsumowujac, to daje Nam 15 godzin tygodniowo, ktore to tu w Anglii dziecko otrzymuje od rzadu za darmo, jesli tylko ukonczylo trzeci rok zycia. Samo przedszkole tez nie jest daleko od naszego domu, bo dojscie do niego piechota zajmuje od trzech do pieciu minut, a o samochodzie to juz nie wspomne.
Tak, wiec Maja jest i zawsze bedzie na wyciagniecie reki ;) 

Jednak ja, jako mama zawsze bede przezywac taki duzy krok i wejscie w jakby nie bylo nowy ( dla nas wszystkich) a szczegolnie dla Mai etap w jej i naszym zyciu. A na dodatek, moja natura jest taka, ze jak to okresla moj maz " lubie martwic sie na zapas" ;) - od razu to sprostuje, ze nie lubie martwic sie na zapas tylko po prostu mysle przyszlosciowo o przyszlosci i tak sobie gdybam, a jak Maja sobie poradzi w nowym srodowisku? w nowej sytuacji? a co jesli nie zrozumie co do niej mowia Panie przedszkolanki? bo w koncu jezyk jakim porozumiewamy sie na codzien w domu to jezyk polski itd, itp.
I wtedy to moj maz blyskotliwie uswiadamia mi, ze niepotrzebnie sie tak zamartwiam, i ze chyba przezywam pojscie Mai do przedszkola bardziej niz ona sama ;) I tak sobie mysle, ze  to jest chyba wlasnie to ;) i w tym tkwi cale sedno sprawy. Moj maz utwierdzil mnie w przekonaniu, ze Maja mimo, ze jeszcze malutka i drobniutka to jest rezolutna, kontaktowa i odwazna dziewczynka, ktora napewno od razu pobiegnie do dzieci albo do zabawek albo do malowania czy innych przedszkolnych atrakcji i pewnie nawet nie zauwazy, ze mnie nie ma ;) 



I musze Wam powiedziec, ze faktycznie tutaj akurat mial racje, bo wszystko sprawdzilo sie co do slowa ;) A ja, gdy tylko wrocilam do domu - juz sama, bez Mai, bo ona zostala w przedszkolu -  i jak tylko spojrzalam na mojego meza i Olusia to nagle poczulam jak po moich policzkach splywaja lzy wielkie jak grochy ;(...Eeech, no i co tu duzo gadac, wzruszylam sie jak ten stary siennik i pobeczalam jak dziecko w pierwszej klasie gdy ktos mu cos zabierze....Eeech, ciezki jest los matki ( i w ogole rodzica) i wszystko przez co musi przejsc, aby najpierw donosic w swoim lonie jeszcze nienarodzona dziecine, pozniej w bolach i wysilku nie z tej ziemi wydac ja na swiat, a jeszcze pozniej wychowac ja na ludzi ;)

Kiedy po raz pierwszy zaprowadzilam Majeczke do przedszkola ( bylo to w piatek 12go wrzesnia - chyba nigdy nie zapomne tej daty), to ledwo co zdazylysmy przekroczyc jego prog, a ona juz zaczela sie wyrywac i zrywac (doslownie) z siebie kurteczke, bo chciala jak najszybciej pedzic do dzieci, do zabawek i roznych innych atrakcji przyszykowanych tego dnia przez panie przedszkolanki.



A kiedy cala trojka ( ja, moj maz i Olus) poszlismy ja odebrac, to byla tak podekscytowana i radosna, ze do domu wracala w podskokach ;) Gdy tylko probowalismy dowiedziec sie "jak minal jej pierwszy dzien w przedszkolu?" albo " jakie miala wrazenia?" lub "co dzis robila?" to biedna nie mogla znalezc slow aby ogarnac to wszystko w jednym zdaniu ;) Miala nam tyle do powiedzenia, ze gdyby tylko mogla to najchetniej opowiedzialaby Nam to wszystko na raz, a tak, nie wiedzac od czego zaczac, jedyne co byla w stanie z siebie wykrztusic w tym natloku mysli to, to ze bylo " fajnie!" ;) Dla Nas jako rodzicow, uslyszec z ust swojego dziecka chociaz to jedno slowo mialo olbrzymie znaczenie. I przede wszystkim dalo Nam spokoj ducha i pewnosc, ze Maja da sobie rade bez najmniejszych problemow ;)

A jednak, w zeszlym tygodniu zaczely sie male " schody". We wtorek rano, zaraz po przebudzeniu Maja byla tak nieznosna, ze za nic w swiecie nie moglam jej uspokoic, nie wspominjac juz o tym, zeby sie ubrala czy zjadla sniadanie. Nawet Tomek, wstal zmeczony po nocnej zmianie i probowal swoich sil, zeby ja uspokoic - niestety bezskutecznie. Bylo juz tak zle, ze  w akcie desperecji pomyslalam ze chyba zaraz bede musiala zadzwonic do przedszkola i powiadomic, ze niestety, ale Maja nie przyjdzie tego dnia -  bo dostala takiego napadu histerycznego szalu. Az tu nagle , po ponad 40 minutach krzykow i placzow, ni z tego ni z owego jak szybko przyszla jej ta zlosc, tak szybko odeszla i znow bylo : " Mama pytulamy, pytulamy" ;)  I doslownie w dwadziescia minut udalo mi sie ja ubrac, dac sniadanko, uczesac i umyc zabki, i wreszcie zawiesc do przedszkola. 

Natomiast nastepnego dnia, w srode, pobudka i uszykowanie do przedszkola poszly nam tak gladko i szybko, ze Maja miala nawet jeszcze czas na to, aby obejrzec troche swojej ulubionej bajki " Swinki Peppy". Wydawaloby sie, ze reszta dnia w przedszkolu pojdzie rownie gladko, a jednak okolo godziny 11:30 dostalam telefon z przedszkola z prosba, zebym przyszla po Maje, bo biedna tak plakala, ze przedszkolanki mimo przytulania i najszczerszych checi nie byly w stanie jej uspokoic i okreslic co bylo przyczyna jej placzu. Nie zastanawiajc sie dluzej biegiem poszlam ja odebrac i wrocilysmy do domu. Nie uplynelo moze nawet 10-15 minut a Maja ladnie sie uspokoila i gdy spytalam ja czemu tak plakusiala odpowiedziala, ze ona nie chce juz chodzic do przedszkola... Zadzwonilam do Pan przedszkolanek ( bo prosily o telefon, zmartwily sie Majeczka i  chcialy wiedziec czy juz jest wszystko dobrze) i powiedzialam, ze Majunie po prostu przerosla troche nowa sytuacja i musi sie w niej odnalezc i przyzwyczaic do nowej rutyny itd. W koncu jakby nie bylo, ma dopiero 3trzy latka i na swoj sposob analizuje wszystko w tej swojej malej glowce ;) Pani przedszkolanka powiedziala, ze jesli Maja ma swoje jakies ulubione przytulanki to spokojnie moze je ze soba wziasc nastepnym razem, zeby w razie potrzeby mogla sie do nich przytulic i poczuc bardziej komfortowo gdy dopadnie ja maly " humorek smutasek" albo " nerwusek" ;)
Taki mialam plan na piatek, ale niestety nic z tego planu nie wyszlo, gdyz musialam zatrzymac Majunie w domu , bo sie dosc mocno przeziebila i wolam zeby zostala w domu i sie wykurowala, niz wchodzila w kontakty z innym dziecmi z przedszkola i pozarazala je wszystkie swoimi zarazkami.

Miejmy nadzieje, ze ten tydzien pojdzie pomyslniej i ze z czasem Maja odnajdzie sie w tej nowej dla siebie roli przedszkolaczka i wciagnie  w  rytm przedszkolnego zycia ;)

A Wy jak wspominacie swoj pierwszy dzien w przedszkolu Waszych pociech? Pamietacie go w ogole jeszcze? ;)
Koniecznie podzielcie sie Waszymi wspomnieniami i wrazeniami zostawiajac komentarz tuz pod postem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Instagram

Etykiety